
Czy to czas po skończeniu 18-tego roku życia i otrzymaniu dowodu osobistego? Czy może jednak zaczyna się trochę później? Jak już mamy pracę i zarabiamy na siebie. A może dopiero jak się wyprowadzimy na swoje.
A może nigdy nie dorastamy, jeśli wciąż pozwalamy, by nasza podświadomość cofała nas w reakcjach do dziecka i fundowała co chwilę tzw. regres.
Podobno 80-90% ludzi jedynie bawi się w dorosłość.
Przyjmuję te dane i się z nimi zgadzam, bo od dziecka obserwuję ludzi i widzę zawsze to samo. Nawet w korporacjach. Nawet na wysokich stanowiskach.
Widzę ludzi wybuchających gniewem, ludzi wycofanych i nadmiernie nieśmiałych, obrażających się lub złośliwych, doznających poczucia krzywdy lub winy. Ludzi, którzy pozwalają na przekraczanie swoich granic, nie umiejących odmówić bliskim, bojących się sprzeciwić rodzicom, bo oni są starzy/chorzy/obrażeni itd.
Gdy pozwalamy, żeby rządziły nami emocje to zawsze oznacza to, że działamy z pozycji dziecka.
W każdym przypadku oznacza to, że uruchamia się zakodowany w podświadomości schemat działania akcja-reakcja, a w nim również wypracowany w dzieciństwie i w młodości mechanizm obronny.
Czasem warto było być cicho, czasem trzeba było się przymilić, żeby uzyskać aprobatę i względny spokój, mama lubiła się obrażać i to działało, wstydziliśmy się za dorosłych, nie byliśmy przedmiotem zainteresowania, bo mieli swoje zajęcia, nie czuliśmy się ważni. Byliśmy chwaleni za wysprzątany pokój, odrobione lekcje i karceni za różne aktywności uznawane za nieposłuszeństwo – wyrażanie swojego zdania, nieodrobienie lekcji, okazanie gniewu, płacz.
Dużo by tu wymieniać.
I tak się ukształtowaliśmy – nasi niedorośli rodzice też tak mieli w dzieciństwie, a potem ukształtowali nas – niedorosłych dorosłych.
Nie chodzi tu o obwinianie rodziców i dziadków. Przeważnie nie robili tego w złej wierze. Po prostu nie umieli inaczej. Nie chodzi oczywiście też o wybielanie ich. Zwłaszcza jak wyrządzali dzieciom oczywistą krzywdę, bijąc je i karząc na rozmaite inne sposoby.
My mamy przewagę, bo wiedza na temat podświadomości i mechanizmów rządzących nami bardzo się rozwinęła i stała popularna. Na szczęście dla nas. Dzięki temu możemy popracować nad naszym wydorośleniem. Możemy stać się pełnowartościowymi dorosłymi i - co za tym idzie - lepszymi rodzicami.
Dorosły to osoba, która potrafi zaakceptować, że świat jest taki jaki jest, pełen cierpienia i nierówności, ale też możliwości i która postanawia jak najlepiej wykorzystać zasoby swoje i świata i zorganizować sobie życie. Naturalnie tak, aby nie krzywdzić innych.
Dorosły bierze pełną odpowiedzialność za swoje życie,
za swoje emocje, myśli, intencje i działania.
Ma taką wewnętrzną potrzebę i chęć. Jest spójny w tym wszystkim.
Dorosły nie daje się porwać emocjom, nie daje im sobą rządzić. Jednocześnie nie ukrywa ich i nie unika. Umie je zaobserwować, zaakceptować, odczytać właściwie i zachować się adekwatnie do sytuacji.
Nie wszyscy lubią być dorośli, bo mają profity z tkwienia w niedojrzałej mentalności dziecka, np. z postawy zaopiekuj się mną, jestem taka „mala i slaba”, nie dam sama rady, inni wszystko umieją lepiej. Nie muszą wtedy brać za nic odpowiedzialności. Mogą za to krzyczeć albo płakać jak dzieci, co budzi poczucie winy.
Inna taka niedojrzała postawa, to występowanie z pozycji rodzica. Zaobserwowane w dzieciństwie postawy rodziców przekładamy podświadomie na swoje zachowania i wychodzi z nas pouczactwo, poświęcanie się dla wszystkich, wreszcie złość, gdy energii już brakuje. Czyli regresowanie wszystkich do pozycji dziecka. Takie osoby z kolei czerpią korzyści z przekonania, że są lepsi niż inni, z poczucia niezawodności, ogarniania, zarządzania.
Jedni są dziećmi, drudzy rodzicami. I tak na zmianę toczy się gra między nimi.
Możemy to przerwać wykształcając w sobie Dorosłego. Takiego przez duże D.
Możemy się wręcz najpierw nauczyć tej roli, jeśli nie mieliśmy dobrych wzorców w dzieciństwie, a rzadko kto je miał, znajdując sobie znany nam wzór. Może nawet złożony z kilku postaci. Wspaniałym wzorcem mamy jest Mama Muminka, czyż nie? Cierpliwa, opiekuńcza, pełna zaufania do dzieci, wyluzowana.
Możemy tym Dorosłym iść do naszego Wewnętrznego Dziecka i przeprosić je za wszystkie krzywdy używając właściwych dla Dorosłego słów pełnych akceptacji i miłości, gdzie nie ma miejsca na najmniejszą krytykę, czy potępienie.
Praca z Wewnętrznym Dzieckiem to coś, do czego serdecznie zachęcam. Przynosi niewiarygodne rezultaty.